Poród to ogromne wydarzenie nie tylko dla kobiety, ale też jej najbliższych. Towarzyszy mu mnóstwo emocji, dlatego też znaczna część osób pragnie być wspierana podczas tego okresu. Sytuacja porodu - to trudna chwila. Trudna dla wszystkich zainteresowanych. Dziecko musi poradzić sobie z traumą pojawienia się w zupełnie nowym otoczeniu, z atakującymi bodźcami dźwiękowymi, czuciowymi, wizualnymi, słuchowymi. Matce towarzyszy ból fizyczny, przerażenie nową sytuacją, odpowiedzialność za dziecko. Szczególnie obciążająca może być świadomość że to, co Poproś o pomoc siostrę, mamę lub przyjaciółkę, chociaż ja osobiście jestem za mężem. - Pójdźcie razem na szkołę rodzenia. Im więcej będziecie wiedzieć, tym mniej Was zaskoczy. - Coraz więcej szpitali rezygnuje z opłat za poród rodzinny. Zorientujcie się, może któryś w waszej okolicy do takich należy. Poród rodzinny rozumienie się zazwyczaj jako ten w obecności męża lub partnera kobiety rodzącej. Bardzo rzadko też dochodzi do porodów w obecności innych bliskich osób rodzącej – matki czy siostry. Jednak nie powinno się ograniczać poród do wydarzenia, w którym może uczestniczyć wyłącznie ojciec dziecka. To wybór rodzącej Poród rodzinny polega na obecności podczas porodu dziecka bliskich osób, ich aktywnym uczestnictwie podczas narodzin i wspieraniu rodzącej. Najczęściej kobiety decydują się na obecność męża, ale może to być też mama, siostra lub pengertian hormat dan patuh kepada orang tua dan guru. Poród rodzinny jest dla rodzącej niewątpliwe ogromnym wsparciem. Nikt nie potrzyma za rękę w czasie skurczów tak jak najbliższa osoba. Podanie wody, pomasowanie pleców, uśmiech… – zwyczajne rzeczy urastają wśród bólów porodowych do rangi luksusów. Na pewno przyda się kobiecie pochwalenie i pocieszenie. Rodząca poczuje się pewniej i bezpieczniej, jeśli będzie przy niej osoba – łącznik, która wypyta personel czy wszystko przebiega prawidłowo, ale która zadziała również w drugą stronę – nakłoni zmęczoną kobietę do współpracy z pępowiny, udanie się z nowo narodzonym maluszkiem na badania, pierwsze zdjęcia – to chwile, których nie zapomina się do końca życia. Wszystko to jest wyjątkowe, niezapomniane mimo ogromu bólu, krwi i wyczerpania. Nie można jednak pominąć ewentualnych wad porodu rodzinnego. Przede wszystkim osoba towarzysząca musi chcieć uczestniczyć w porodzie (decyzja co do obecności drugiej osoby należy także do rodzącej). Człowiek przymuszony, czujący się źle w danej sytuacji nie będzie wsparciem, a jedynie dodatkowym źródłem stresu. Przyszły tata powinien mieć prawo wyboru. Dla niektórych mężczyzn widok ogromnie cierpiącej ukochanej, krew i krzyki są ponad ich siły i należy to uszanować. Kobieta również może czuć się skrępowana z powodu swoich reakcji, zachowań czy pozycji. Jednocześnie warto pamiętać, że w porodzie rodzinnym nie musi uczestniczyć ojciec dziecka, ale dowolnie wybrana przez rodzącą osoba (można dopytać o to wcześniej w szpitalu). Dobrze jest, jeśli kobieta porozmawia wcześniej z tatą maluszka i uprzedzi go, że na sali porodowej bywa ciężko. Rodząca będzie krzyczeć z bólu i wysiłku, także na partnera, a wygląd noworodka może zaskoczyć (opuchnięta twarz, maź na skórze).Duma z przeżytego wspólnie porodu jest duża, a o ciężkich przeżyciach szybko się zapomina. Wielu mężczyzn zarzekających się, że nie będą uczestniczyć w porodzie, w ostatniej chwili decyduje się i potem tego nie żałują. Należy jednak wziąć pod uwagę sytuację, gdy konieczne będzie na przykład cięcie cesarskie i wtedy osoba towarzysząca zostanie poproszona o opuszczenie jakie jest Wasze zdanie? Zdecydujecie/zdecydowaliście się na poród rodzinny? Dlaczego? fot. Adobe Stock Dylemat: rodzić razem czy osobno dotyczy wszystkich mężczyzn, których partnerki spodziewają się dziecka. Nie wszyscy mamy tyle szczęścia, że podejmujemy dobrą decyzję. Zdarza się, że presja środowiska lub żony czy – wręcz przeciwnie – nasz strach i obawa powodują, że na sali porodowej czujemy się fatalnie lub na odwrót, żałujemy, że nas na niej nie ma. Co zrobić, by tego uniknąć? Masz wybór Poród rodzinny to zjawisko stosunkowo nowe. A skoro nowe, to także kontrowersyjne – nie został wypracowany na ten temat jeden, obowiązujący pogląd. Wspólne rodzenie było jednym z głównych postulatów akcji „Rodzić po ludzku” zainicjowanej przed kilku laty przez „Gazetę Wyborczą”. Od tego czasu zaczęto na ten temat dyskutować. Wcześniej właściwie nie było o czym. Jeszcze kilkanaście lat temu nie do pomyślenia było otwarcie sal porodowych dla mężczyzn. O przyjściu na świat córki lub syna ojcowie dowiadywali się zwykle od położnej (stojąc pod drzwiami i przestępując z nogi na nogę). To i tak był duży postęp w porównaniu z sytuacją dzisiejszych 50-, 60-latków, których o potomstwie najczęściej powiadamiał telefon do pracy lub domu. Na szczęście czasy się zmieniły. Dziś każdy sam może dokonać wyboru. Niestety czasem nie decydujemy się na poród rodzinny ze względów finansowych. Za osobną salę porodową w wielu szpitalach trzeba bowiem zapłacić. Wbrew obiegowej opinii jednak, rodzenie razem nie ma wyłącznie zwolenników. Argumentów na „tak” jest co prawda więcej, ale wciąż pojawiają się także te na „nie”. Zobaczyć cud Zacznijmy od tych pierwszych. Większość mężczyzn, którzy opisują swoje wrażenia z porodówek, nie potrafi znaleźć słów, którymi mogliby wyrazić swój zachwyt. Padają słowa o magii tej chwili, poczuciu zjednoczenia z partnerką i nowo narodzonym dzieckiem, uczuciu współuczestniczenia w cudzie narodzin. Trudno wszystkie te opinie przytoczyć. Ich wspólnym mianownikiem jest wielkie wzruszenie i szczęście, związane z przyjściem na świat dziecka. Części z nas ten argument wystarcza, żeby podjąć decyzję. Skoro istnieje możliwość uczestnictwa w cudzie, czemu z niej nie skorzystać? Jednak dla tych, których to nie przekonuje, kolejny argument szykują partnerki. Mówią, że potrzebują nas w tych chwilach, że od nikogo nie są w stanie otrzymać takiego wsparcia. Dla mężczyzn, którzy naprawdę kochają, takie słowa są wystarczającą zachętą. „Kocham ją. Jeśli ona twierdzi, że mnie wtedy przy sobie potrzebuje, to ja – właśnie wtedy – chcę być przy niej” – myślą. Psychologowie nie mają wątpliwości, że to dowód dojrzałej miłości, a nie jedynie jej deklaracji, składanej w emocjach. Kolejnym argumentem na „tak”, jaki podają zwolennicy wspólnych porodów, jest wpływ, jaki na mężczyznę-męża-ojca wywiera obserwacja porodu. Facet, który widzi, jak jego żona daje nowe życie, choć częściowo jest w stanie z nią się utożsamić. Bardziej pokochać ją oraz maleństwo, które stało się rzeczywistością. Gra warta świeczki, prawda? Krew, pot i łzy Skoro więc jest tak pięknie, czemu jest tak trudno? Dlaczego tylu mężczyzn rezygnuje z przywileju uczestniczenia w cudzie narodzin? Argumentów na „nie” dostarcza część środowiska lekarskiego. Są lekarze, którzy twierdzą, że o ile kobieta jest przygotowana do porodu nie tylko fizycznie, ale również psychicznie, o tyle dla mężczyzny obcowanie z najjaskrawiej wyeksponowaną fizjologią może być szokiem, którego następstwa nie muszą być pozytywne. Poród, podnoszą, nie jest bowiem spacerkiem po parku, ale ekstremalnym dla kobiety i dziecka przeżyciem. Kobieta cierpi, krzyczy i boi się. Krew, wody płodowe, leją się strumieniami i nic intensywności tego widoku nie łagodzi. Do tego dochodzą komplikacje. Pępowina może owinąć się wokół szyi dziecka, tętno mierzone przez KTG – spaść. Może być nerwowo, może dojść do sytuacji podbramkowej, gdzie życie dziecka i matki będzie zagrożone. Obecność ojca nic nie zmieni. Anegdoty o tym, jak to ojcowie mdleją podczas porodów zamiast przyszłych matek, nie są wyssane z palca. To się naprawdę zdarza! Dochodzi argument nieśmiało dzisiaj wypowiadany przez niektórych seksuologów. Lekarze ci twierdzą, że poród – jeśli rodzącej przygląda się jej partner (seksualny) – odziera kobietę z tego, co jest dla niego atrakcyjne: z tajemniczości, kobiecości i zmysłowości. Seksuolodzy dodają, że są mężczyźni, którzy po porodzie przestali fizycznie pożądać matek swoich dzieci, nie przestając ich jednocześnie kochać. Ryzyko spore – myśli wielu z nas, po czym rezygnuje z wchodzenia na salę porodową. Węzeł gordyjski Więc jak: rodzić razem czy osobno? Każdy mężczyzna musi sam rozstrzygnąć ten dylemat. Wziąć pod uwagę wszystkie „za” i „przeciw”, skonfrontować je z siłą swojego charakteru, własnymi fobiami, lękami oraz przekonaniami i dopiero wówczas, bez emocji, ulegania naciskom i wykluczając zagrożenie postąpienia wbrew sobie, zdecydować. Po męsku! Marcin Kowalski Polsce rodzi się za mało dzieciW ostatnich tygodniach dużo mówi się o fatalnej demografii w Polsce – eksperci przestrzegają, że wielkimi krokami zbliża się demograficzna katastrofa. A dokładniej, że za kilkadziesiąt lat w Polsce będzie już nie 38 milionów ludzi, a zaledwie 24 miliony. Faktem jest, że obecnie wskaźnik dzietności (współczynnik określający liczbę urodzonych dzieci, przypadających na jedną kobietę w wieku rozrodczym) wynosi zaledwie 1,43, gdy dla utrzymania liczebności kraju potrzebne jest co najmniej 2, są tacy, którzy nie tylko „wyrabiają swoją normę”, ale wręcz chcieliby ją nadrobić. Nie mają tylko pewności, czy to dobra dziecko – korzyści i wadyOczywiście decyzji o tym, czy zdecydować się na trzecie dziecko, nie podejmuje się po przeanalizowaniu ilości pozycji w tabelkach „plusy” i „minusy”. Niemniej warto zebrać w jednym miejscu to, co dobrego wiąże się zazwyczaj z powiększeniem rodziny i to, co nas obciąży. Na podstawie takiej lektury można odbyć rozmowę z partnerem i określić własne emocje – czyli postarać się sprecyzować, czy bardziej przemawiają do nas obciążenia czy korzyści. Czy bardziej się boimy, czy jednak mocniej za trzecim dzieckiemBardziej dojrzałe rodzicielstwoWielu doświadczonych rodziców podkreśla, że wraz z narodzinami trzeciego dziecka kształtuje się inne rodzicielstwo – o wiele bardziej dojrzałe, wyważone, pełne spokoju. Wynika to nie tylko z wiedzy, jak zajmować się niemowlęciem, nie jest to też wyłącznie efekt doświadczeń w kontekście kolek, alergii czy trzecie dziecko, jesteśmy o wiele bardziej świadomi błyskawicznego upływu czasu. Nie denerwujemy się tak bardzo tym, że niemowlę budzi się w nocy – wiemy, że to krótkotrwały etap. Jesteśmy silniejsi w walce z kolkami, bo doskonale zdajemy sobie sprawę, że trwają one zaledwie kilka tygodni. Już nie czekamy tak bardzo na kolejny krok rozwoju i samodzielność malucha – umiemy cieszyć tym, że jest malutkie, urocze i bezradne.„Mała banda”Trójka to już „mała banda”, trzymająca sztamę – szczególnie jeżeli różnica wieku między dziećmi jest niewielka. To zaskakujące, ale rodzice trójki dzieci podkreślają nierzadko, że liczniejsza gromadka kłóci się rzadziej niż ta mniejsza. Troje dzieci to mnóstwo pomysłów do zabawy, masa kreatywności i śmiechu. To grupka, która będzie stała za sobą murem w obliczu jakiegokolwiek z porównywaniemRodzice dwójki dzieci porównują maluchy niemal automatycznie – niekoniecznie słownie, ale zawsze w myślach. Rodzice trójek już tego nie robią, bo zdają sobie sprawę, że to zupełnie bezcelowe – każda z ich pociech jest po prostu inna. Korzyść z tego jest taka, że dzięki zakończeniu etapu porównywania możemy nauczyć się dostrzegać w dzieciach to, co jest w nich dobre, ich zalety oraz instynktuTo najprostsza, a jednocześnie dla wielu największa korzyść. Możliwość spełnienia marzenia o trzecim dziecku to ogromna radość, a dla wielu „dopełnienie” syndromu pustego gniazdaNiektóre matki (bo to głównie kobiet dotyczy syndrom pustego gniazda) wraz z wyprowadzeniem się dzieci z domu odczuwają nie tyle ulgę, co po prostu potrafią dostrzec korzyści z „drugiej młodości” i większej swobody. Inne bardzo cierpią. Te drugie właśnie, rodząc trzecie dziecko, „odwlekają” w czasie przykre emocje. To co najmniej 18 lat dalszej opieki i w grę wchodzą także kwestie praktyczne – takie jak kolejne 500+, czyli świadczenie na dziecko, oraz Karta Dużej Rodziny, która przysługuje każdej rodzinie 3+ dziecko - argumenty przeciwW świetle przytoczonych korzyści wydaje się, że decyzja o trzecim dziecku powinna być prosta. Naturalnie taka nie jest, a wszystko z powodu poniższych obciążeń. Z jakimi trudnościami borykają się rodzice „trójeczek”?Powrót do wszystkich wyzwań i obciążeń, jakie wiążą się z małym dzieckiemNie chodzi tylko o pieluszki, płacze i kolki. Trzecie dziecko oznacza powrót do spacerów, które skupiają się wokół pilnowania rocznego malucha – można znowu na długo zapomnieć o swobodzie i możliwości spokojnej rozmowy. To – znowu – jedzenie na zmiany („ja go wezmę, ty spokojnie zjedz, potem się zamienimy”). Trzecie dziecko to powrót do szczepień, bardziej skomplikowanych wakacji, trzydniówek, nauki czystości, zabezpieczeń w mieszkaniach… innymi słowy, to powrót do pełnego skupienia na małym finansoweTrzecie dziecko ma wiele akcesoriów i ubrań po starszym rodzeństwie (o ile nie jest innej płci), co wcale nie oznacza, że rodziców nie czeka znowu mnóstwo wydatków. Szczepienia, w niektórych przypadkach mleko modyfikowane, nowe buty, opłaty za przedszkole, wycieczki, zabawki… jest tego mnóstwo. Dla przykładu – wypad na narty, gdy najmłodsze dziecko podrośnie. To już nie dwa, a trzy komplety bielizny termoaktywnej, spodni, kurtek, rękawiczek, gogli… krótko mówiąc, to tysiące złotych. A później są przecież kolonie, dziecko trzeba też utrzymać na mieszkanioweO ile dana para ma duży dom, nie ma żadnego problemu. O trzecim dziecku marzą jednak często również rodzice, którzy mieszkają w bloku, np. w trzypokojowym mieszkaniu. W takiej sytuacji nie ma już możliwości przydzielenia każdemu z dzieci osobnego pokoju, można również zapomnieć o własnej sypialni. I o ile w okresie, gdy dzieci są małe, nie jest to większy kłopot, o tyle już nastolatkom dzielenie pomieszczeń bardzo w pracyDla niektórych kobiet to właściwie korzyść i okazja do odpoczynku, dla wielu jednak – strata potencjalnych klientów i zaprzestanie rodzic trójki dzieci doskonale wie, że ilość obowiązków przy tak dużej rodzinie jest właściwie niepoliczalna – to ciągłe ściganie się z czasem. Tu trzeba przygotować obiad, tam skoczyć na wywiadówkę, na zajęcia dodatkowe, na szczepienie, na spotkanie w przedszkolu, trzeba odrobić lekcje, zrobić zakupy, a w tym wszystkim jeszcze pobyć w pracy, posprzątać i dopilnować półtoraroczne dziecko, żeby nie zrobiło sobie krzywdy. To niekończące się wpływ na związekNiestety, gdy pojawia się trzecie dziecko, wiele par przeżywa kryzys. Wynika to zmęczenia obowiązkami i brakiem jakiegokolwiek czasu czy sił na chwile bliskości. Jak podjąć decyzję o powiększeniu rodziny?Nikt nie powie nam, czy decyzja o przywołaniu na świat trzeciego dziecka jest słuszna. Sami musimy zadecydować, czy pragnienie powiększenia rodziny jest tak duże, że jesteśmy w stanie zmierzyć się z wszystkimi związanymi z tym obciążeniami. Pewne jest natomiast jedno – zawsze musi być to wspólna, w pełni świadoma decyzja obojga rodziców. Dopóki choć jedno z Was wciąż się zastanawia, oznacza to, że wciąż nie jest to dobry przeczytać:Giorgia Cozza „Dziecko bez kosztów. Przewodnik po niekupowaniu”Małgorzata Stańczyk, „Rodzeństwo. Jak wspierać relacje swoich dzieci”Adele Faber, Elaine Mazlish, „Rodzeństwo bez rywalizacji. Jak pomóc własnym dzieciom żyć w zgodzie, by samemu żyć z godnością”. Mundurki szkolne wzbudziły swego czasu niemałe kontrowersje – ich wprowadzeniu towarzyszyło niezadowolenie wielu rodziców, oponowali również uczniowie. Obecnie uniformy szkolne nie są obowiązkowe, a na korytarzach szkolnych widać ubrania o różnych krojach, we wszystkich kolorach tęczy. Wolność uczniów w kwestii ubioru nie wszystkim się jednak podoba. Kto ma rację – zwolennicy czy przeciwnicy mundurków? Zobacz film: "Wysokie oceny za wszelką cenę" 1. Zalety szkolnych mundurków Nawet najwięksi przeciwnicy mundurków muszą przyznać, że jednolite stroje dla uczniów nie są pozbawione zalet. Przede wszystkim uniform pozwala na uniknięcie sytuacji, w której uczniowie będący w złej sytuacji materialnej czują się gorsi od ubranych w drogie stroje kolegów. Mundurki pomagają uczniom również w budowaniu poczucia wspólnoty i ułatwiają identyfikację ze szkołą. Są również praktyczne – uczniowie nie tracą rano czasu na dobór stroju i są zawsze ubrani stosownie do okoliczności. Dla rodziców niebagatelną korzyścią z noszenia szkolnych mundurków jest ograniczenie wydatków na ubrania dziecka. Jak wiadomo, zakupy ubraniowe w okresie nauki nigdy się nie kończą – młodzież rośnie jak na drożdżach i szybko wyrasta ze spodni, swetrów i bluz. 2. Wady mundurków szkolnych Jak na ironię, największa zaleta uniformów szkolnych, czyli ujednolicenie wizerunku uczniów, jest jednocześnie ich największą wadą. O ile w początkowym okresie nauki dzieci spokojnie przyjmują do wiadomości konieczność noszenia jednakowych strojów, o tyle starsi uczniowie czują wewnętrzną potrzebę wyróżnienia się z tłumu. Nie dziwi więc fakt, iż przymus nakładania takich samych ubrań jak rówieśnicy może wzbudzać niechęć w młodych indywidualistach. Niezadowolenie z mundurków jest dodatkowo uzasadnione ich mało atrakcyjną formą. Gdy uniformy były obowiązkowe, ich krój i kolor w większości szkół wywoływał u uczniów niesmak graniczący z obrzydzeniem. Mundurki były zwykle wykonane z tandetnych materiałów, a ich forma pozostawiała wiele do życzenia. W kwestii uniformów szkolnych trudno jest wypracować kompromis, mundurki z założenia nie zostawiają bowiem pola do negocjacji. Większość osób ma jasno określone poglądy na temat uniformów i niechętnie słucha argumentów drugiej strony. Warto jednak przełamać opór i dostrzec sens w wypowiedziach oponentów – obie strony mają trochę racji. polecamy

poród rodzinny za i przeciw