Ile osób choruje na nowotwory złośliwe w Polsce? Zgodnie z najnowszymi danymi Krajowego Rejestru Nowotworów w 2017 r. w Polsce odnotowano prawie 165 tys. nowych zachorowań na nowotwory złośliwe oraz prawie 100 tys. zgonów spowodowanych tą samą przyczyną. W 2017 r. nowotwory złośliwe nadal stanowiły drugą przyczynę zgonów w Polsce przyczyniając się do 26,3% wszystkich Radioterapia paliatywna u chorych na raka żołądka – czy powinna być stosowana? Nazywam się Jerzy Wydmański i jestem onkologiem specjalizującym się w radioterapii. Od przeszło 30 lat pomagam chorym na nowotwory. Przybliżam problematykę profilaktyki i leczenia chorób nowotworowych w łatwym do zrozumienia języku. Dla wielu ludzi na całym świecie choroba nowotworowa jest jednym z najtrudniejszych wyzwań, z jakimi muszą się zmierzyć. W tych ciężkich chwilach, wielu z nich szuka siły i pocieszenia w modlitwie. Szczególnie ważne miejsce w sercach chorych na raka zajmuje modlitwa do św. Peregryna — patrona osób walczących z tą straszną Codziennie na całym świecie kolejne osoby dowiadują się, że mają raka. Zachorowalność na nowotwory nieustannie rośnie, także w Polsce. Chemioterapia, białaczka, przerzuty – te słowa już na nikim nie robią wrażenia. Tak wygląda nasza rzeczywistość. Każdy z nas zna przynajmniej jedną osobę, która zmaga się z rakiem. Rosja z wskaźnikiem 36-38 takich przypadków na 100 000 ludności przewyższa średni poziom światowy dwa i pół raza – donosi dziennik "Moskowskij Komsomolec". pengertian hormat dan patuh kepada orang tua dan guru. Konopie medyczne są u nas wciąż nielegalne, samo palenie i hodowla marihuany są ścigane prawnie i grozi za nie wieloletnie więzienie. Tymczasem pijani kierowcy zabijają codziennie niewinnych ludzi na polskich drogach i wiele wskazuje na to, że alkohol jest o wiele bardziej szkodliwy niż konopie indyjskie. Skąd wziął się ten upór ustawodawców? Zapewne z braku wiedzy o rzeczywistym działaniu marihuany i łatki narkotyku, wprawdzie lekkiego, ale od którego już tylko krok do tych twardych. Gdy u nas toczy się batalia, czy lek z konopi rzeczywiście działa Cristina Sanchez biolog z Uniwersytetu Complutense w Madrycie prowadzi badania nad metabolizmem komórek rakowych w mózgu. Okazało się że takie komórki, poddane działaniu tetrahydrokanabinolu (THC), głównego psychoaktywnego składnika marihuany – umierały! Inne recenzowane badania prowadzone w kilku krajach dowodzą jasno, że THC i inne związki pochodzące z medycznej marihuany, znane jako kannabinoidy, nie tylko w łagodzą objawy raka (nudności, ból, utrata apetytu, zmęczenie), ale mają również działanie przeciwnowotworowe. Kanabidiol jest szansą na nietoksyczną terapię złośliwych form raka i to bez bolesnych skutków ubocznych, które nieuchronnie towarzyszą chemioterapii. Może to być przy tym leczenie o wiele bardziej skuteczne. Społeczność medyczna, coraz częściej mówi otwarcie, że kannabinoidy mają niewątpliwe właściwości przeciwnowotworowe i jest to być może epokowe odkrycie w leczeniu nowotworów. Natomiast w Polsce wciąż traktuje się konopie medyczne jako największe zło, a lek z konopi traktowany jest co najmniej podejrzliwie, bo to przecież narkotyk. Morfina miała mieć początkowo jedynie zastosowanie medyczne, a w swoim czasie spowodowała falę uzależnień – nikt jednak nie myślał i nie myśli o jej wycofaniu z użytku medycznego. Jeśli nie potrafisz wykorzystać minuty, to zmarnujesz i godzinę, i cały dzień, i całe życie! Dodał/a: Trish Sorensen Sens ów polegał na tym, by nie zatracić w sobie czystej, niezmąconej i nieskalanej cząstki wieczności, jaka trwa w każdej ludzkiej istocie. Dodał/a: Anna To nie dobrobyt czyni nas szczęśliwymi, lecz dobroć i sposób widzenia własnego życia. I jedno, i drugie zawsze zależy od nas samych: człowiek zawsze może być szczęśliwy, jeśli tylko tego zechce, i nikt nie jest w stanie mu przeszkodzić. Dodał/a: Trish Sorensen Żyje się po to, żeby być szczęśliwym. Dodał/a: Trish Sorensen (...) życie wtedy ma sens, gdy człowiekowi nie starcza dnia na wszystkie zajęcia. Dodał/a: Trish Sorensen (...) każdy c z y n człowieka rodzi i dobro, i zło. Tyle, że jeden wyrządza więcej dobra, niż zła, a inny - odwrotnie. Dodał/a: Trish Sorensen (....) człowiek utalentowany łatwiej i szybciej godzi się ze śmiercią niż beztalencie. A przecież umierając, traci o wiele więcej niż beztalencie! Miernota za wszelką cenę chce żyć długo. Dodał/a: Trish Sorensen Samo skierowanie na onkologię, choćby tylko do przychodni, odbiera ludziom sen. Dodał/a: Trish Sorensen Im wrażliwszy człowiek, tym trudniej mu zbliżyć się z podobnym sobie. Potrzeba wielu dziesiątków, setek sprzyjających okoliczności. Każde kolejne odkrycie czegoś wspólnego zbliża zaledwie o mały krok. A wystarczy jedno nieporozumienie, by wszystko przepadło. Dodał/a: czarnaanula Można urządzać sobie kpiny z wszelkiego rodzaju cudów,dopóki jesteśmy zdrowi i silni,dopóki cieszymy się szczęściem,ale jeśli życie tak się skomplikuje,tak zostanie zaklinowane,że tylko cud nas może uratować,to zaczynamy wierzyć w ten jedyny,ten wyjątkowy cud! Dodał/a: EdithCris Nie ma tego złego, co by nie wyszło na jeszcze gorsze. Dodał/a: Trish Sorensen - A było to tak. Rozdawał Allah życie i dawał wszystkim zwierzętom po pięćdziesiąt lat, że niby wystarczy. A człowiek przyszedł ostatni i Allah miał dla niego już tylko dwadzieścia pięć. (...) Obraził się człowiek: mało! Allah powiada: wystarczy. A człowiek swoje: mało! No to idź, mówi Allah, i poproś, może ci kto odda ze swoich. Poszedł człowiek, spotkał konia. "Słuchaj - mówi - dostałem za krótkie życie. Odstąp mi trochę lat." - "Proszę, weź sobie dwadzieścia pięć." Poszedł dalej, spotkał psa. "Ty, pies, odstąp mi trochę lat życia!" - "Proszę, weź sobie dwadzieścia pięć." Poszedł dalej. Małpa. Ona też odstąpiła mu dwadzieścia pięć. Wrócił do Allaha. A Allah mówi tak: "Sam zadecydowałeś. Przez pierwsze dwadzieścia pięć lat życia będziesz żyć jak człowiek. Drugie dwadzieścia pięć będziesz harować jak koń. Trzecie dwadzieścia pięć będziesz szczekać jak pies. A przez ostatnie dwadzieścia pięć lat będą się z ciebie śmiać jak z małpy... Dodał/a: Leśny_ludek Kto milczy - ma najwięcej do powiedzenia. Dodał/a: konto usunięte Bo szczęście ludzkie wcale nie zależy od poziomu życiowego,lecz od harmonii serca i poglądu na i drugie zawsze znajduje się w naszym zasięgu,a więc człowiek zawsze jest szczęśliwy jeżeli tego chce,i nikt mu nie jest w stanie przeszkodzić. Dodał/a: EdithCris Miłość do zwierząt nie warta jest w dzisiejszym świecie ani grosza,a już przywiązanie do kotów wywołuje gdy przestajemy lubić zwierzęta,czy nie powoduje to,że następnie przestajemy lubić także ludzi? Dodał/a: EdithCris Od dwóch tysięcy lat wiadomo, że mieć oczy- nie znaczy widzieć. Dodał/a: Leśny_ludek Któż to jest optymista? To człowiek który mówi: wszystko idzie źle, wszędzie jest jeszcze gorzej, ale mnie się udało, mnie jest dobrze. I cieszy się tym, co ma. A pesymista? Pesymista powiada: wszystko idzie wspaniale, wszędzie jest dobrze, tylko mnie się nie udało, mnie jest źle. I bezustannie zadręcza się swoją ciężką dolą. Dodał/a: Millander Komórki wpojonej podejrzliwości nie giną, żyją w ludzkiej psychice, dają przerzuty. Dodał/a: Trish Sorensen Uznano, że najbardziej kobiecy typ to Carmen. Uznano za najbardziej kobiecą kobietę, która czynnie poszukuje rozkoszy, nasycenia. A to nie jest prawdziwa kobieta, to-przebrany mężczyzna. Dodał/a: EdithCris Najcięższe mają wcale nie ci, którzy toną w morzu, harują pod ziemią albo poszukują wody na pustyni. Najcięższe życie ma człowiek, który wychodząc co dzień z domu wali za każdym razem głową o futrynę - bo za niska... Dodał/a: mijam (...) człowiek może przekroczyć granicę śmierci, choć jego ciało jeszcze żyje. Krew jeszcze krąży, soki żołądkowe jeszcze trawią, ale psychicznie jesteś już martwy. I przeżyłeś samą śmierć. Na wszystko patrzysz jakby z grobu, beznamiętnie. (...) Obojętniejesz, niczego nie chcesz zmieniać, naprawiać., niczego ci nie żal. Powiedziałbym nawet, że to stan naturalnej równowagi. Dodał/a: Trish Sorensen Życie na pozór nie dostarczyło jej żadnych radości, żadnych jaśniejszych chwil- praca i zmartwienia, praca i zmartwienia- a teraz okazywało się, jak cudowne było to życie, jak rozpaczliwie nie chciało się go utracić! Dodał/a: Leśny_ludek Wybucha człowiek w życiu innego człowieka jak pocisk. Dodał/a: Trish Sorensen Pisze tego posta na gorąco, bo cała aż się trzęsę. Dziś jak zwykle w przerwie w pracy przeglądałam serwis informacyjny, a tam new jakiego dawno nie widziałam. Kopara mi opadła. Pewna mądra mama w Texasie wpadła na pomysł łatwego zarobku na dziecku. To akurat mnie nie dziwi, bo rodzice potrafią wykorzystywać swoje dziecko dla osiągnięcia własnych korzyści materialnych. Zszokował mnie sposób i krzywda, niewyobrażalna krzywda jaką zrobiła dziecku. Otóż owa mamusia ogoliła córkę na łyso i umieściła jej zdjęcie w sieci jakoby zbierała pieniądze bo dziecko ma raka!! Czy wy to ogarniacie? Bo ja nie bardzo. Ta kobieta chyba nie zdawała sobie sprawy co to znaczy mieć chore dziecko, a co dopiero chore na raka. I ludzie współczuli i wpłacali. Uzbierała 10 tys. dolarów gdy zaciekawiła pomoc społeczną i miejscowego lekarza. Prawda wyszła na jaw, a ona już nie jest już matką. Źródło- Choć sama nie mam dzieci (pierwsze w drodze) pracuję w miejscu gdzie choroba to codzienność. Przychodzą do nas nie tylko starsi, ale i rodzice z małymi dziećmi nawet kilku miesięcznymi. Nawet sobie nie wyobrażacie jaki ci ludzie przeżywają dramat, ile wylali łez, ile nie przespali nocy. Gdy widzę maleństwo 4-5 letnie, które ma porażenie mózgowe i jest w zasadzie roślinką, albo naszą ostatnią podopieczną- 9 letnią dziewczynkę z guzem mózgu nieoperacyjnym, która ma przerzuty do kości, zadaję sobie pytanie- Boże ile ci ludzie (rodzicie i dzieci) mają w sobie siły, by walczyć o każdy oddech, o każdy dzień? Gdybym sama miała tak chore dziecko nie wiem czy bym podołała. Ogromnie podziwiam takich rodziców, którzy walczą z całych powiem wam jedno, gdyby moje dziecko było ciężko chore stanęłabym bym na rzęsach, żeby je ratować. Może kraść bym nie poszła, ale jeśli trzeba byłoby wyprzedać majątek czy płaszczyć się w mediach bądź u znanych ludzi, choćby mnie wyrzucali drzwiami wchodziłabym oknem. Kochający rodzic dla dziecka zrobi wszystko. Nie zapomnę gdy bratanica mojej koleżanki urodziła się z wadą serca, którą miało tylko czworo dzieci w Polsce. Pukali gdzie się tylko dalo, byli nawet w TVN prosić o pomoc, bo operacja w Niemczech miała kosztować bodajże 60 tys. euro. Szarego człowieka na to nie stać. Nagrali film, w którym opowiedzieli historię oczami taty, który cierpi z powodu krzywdy dziecka. Na ich miejscu zrobiłabym to samo. Powiedzcie mi zatem jak okrutnym trzeba być człowiekiem, jak nie mieć serca, by wmawiać ludziom tak potworną chorobę dziecka tylko po to, by wyłudzić pieniądze. Dla mnie to jest straszne. Jaką traumę to dziecko będzie miało. Może kiedyś znajdzie tą ulotkę z własnym wizerunkiem, a w niej przeczyta, że miało raka i matka zbierał na nie pieniądze. Tyle tylko, że to brednie. Jakbyście się poczuli, gdyby wasza matka czy ojciec posłużyli się wami, by w imię solidarności społecznej i współczucia wyłudzić pieniądze? Gdyby powiedziano wam, że macie udawać chorych, cierpiących i umierających? Dla mnie taka kobieta nigdy nie powinna mieć dzieci. Nie jest godna tego. Na szczęście odpowiednie służby szybko się zorientowały w czym rzecz i zdążyły na czas, bo strach myśleć do czego ona mogła się posunąć. Odebrano jej prawa rodzicielskie- słusznie? Jak najbardziej. Za coś takiego to moim zdaniem mimo wszystko niewielka kara. Powinna odbyć co najmniej półroczne prace społeczne w jakimś hospicjum, szpitalu z oddziałem onkologii dziecięcej, by na własne oczy zobaczyć, co to znaczy nowotwór u dziecka. Takie kobiety nie powinny mieć zdolności do rodzenia. Mam nadzieje, że los da jej jeszcze porządną nauczkę. Czekam na wasze opinie. Buziaki Pacjenci z niektórych regionów mają utrudniony dostęp do drogich terapii. Konsultant do spraw onkologii chce to zmienić. Miejsce zamieszkania ma wpływ na dostęp do nowoczesnego leczenia. Te różnice mogą być duże: NFZ podaje, że na Mazowszu, w przeliczeniu na każde 10 tys. mieszkańców, wydaje na chemioterapię 477 tys. zł. Są regiony, gdzie wydatki są dwa razy niższe: np. na Opolszczyźnie (208 tys. zł), Podkarpaciu (231 tys. zł), w Małopolsce (232 tys. zł). Konsultant krajowy ds. onkologii chce wprowadzić centralną kwalifikację pacjentów do najdroższych metod leczenia: chemioterapii niestandardowej - pisze "Rzeczpospolita". Jak przypomina gazeta, w Polsce działa już jedno takie rozwiązanie: centralnie do najdroższych metod leczenia kwalifikowani są chorzy z reumatoidalnym zapaleniem stawów (najnowocześniejsze leki na tę chorobę kosztują kilkadziesiąt tysięcy złotych). By zmiany weszły w życie, konieczna jest zmiana rozporządzeń Ministerstwa Zdrowia o koszyku świadczeń gwarantowanych. Środowiska pacjentów boją się jednak, że taka centralna kwalifikacja ograniczy ich dostęp do leków. – O tym, jak leczyć, powinien decydować lekarz. Gdyby w Funduszu było więcej pieniędzy, nie byłoby potrzeby ograniczania liczby ludzi, którzy nowe, drogie terapie dostaną – mówi Elżbieta Kozik gazecie ze Stowarzyszenia Amazonek skupiającego kobiety z rakiem piersi. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć. Ja w to nie wierzę. Czyli czy chory musi wierzyć w wyleczenie! Byłam świadkiem spotkania Pani Doktor, która ma Tatę chorego na raka z moją Mamą. Pani Dorota ma męża, który też jest lekarzem i był obecny na spotkaniu. Ogólnie beznadziejny przypadek bezmyślnego wierzenia w medycynę konwencjonalną. Przyjechali spotkali się z Mamą. Przejrzeli wyniki badań Mamy. Pokiwali z niedowierzaniem głowami. Zaczęliśmy rozmawiać o terapii emocjonalnej. Usłyszeliśmy: wie Pani problem w tym, że my jesteśmy lekarzami i JA W TO NIE WIERZE!!! Bardziej interesowało ją, co mama jadła, co robiłaby przejść przez chemie, by mieć siłę na następną niż właściwe leczenie. Wcale mnie to nie zdziwiło, bardzo często zwraca się do mnie lub do Mamy rodzina chorego. Zaznaczam, że rodzina, a nie sam chory. Proszą o pomoc. Ale tak naprawdę są ciekawi jak to wyglądało, co stosowaliśmy. Wszyscy pytają o zastrzyki, tabletki, zioła. Coś, co można podać choremu by go wyleczyć. Byle nic od chorego nie wymagać. By on sam nie musiał nic dać wysiłku od siebie. Bo on jest chory, zmęczony, jest zły, ma depresje i na pewno nie będzie chciał. Najczęściej nawet nie spotykamy się z tym chorym by mu nie zaszkodzić, by go nie denerwować. Wiec jakieś emocje okazuje rodzinie, skoro boją się jego reakcji. Bo wie Pani praca nad sobą, rozmowa o emocjach to nie dla niego. Lekarz zabronił. Oni już mają inną terapie. Zioła, zastrzyki, chemie, naświetlania i spróbują najpierw tamtego. On w takie terapie nie wierzy. Model, który się powtarza za każdym razem. A w naświetlania, chemie wierzy? Ile osób, bo takim leczeniu przeżyło, które zna i którym jakość życia nie spadła. Ja ani jednej. Przejrzałam Internet i z bólem serca stwierdzam, że nic przez tą dekadę się nie zmieniło. Statystyki są nieubłagane, jeśli chodzi o raka płuc. Więc dlaczego ci ludzie zawsze wolą iść w stronę śmierci, zamiast spróbować czegoś nowego. Czegoś, co się sprawdziło już na choćby jednym przypadku. Tym bardziej, że to leczenie nie wymaga rezygnacji z leczenia konwencjonalnego, można te terapie stosować jednocześnie. Czy jakość życia po tym leczeniu zmienia się? – nie, może jedynie ulec poprawie. Lecz czy tą decyzje podejmuje chory, czy jego rodzina? Skoro nawet z tym chorym nie rozmawiałam. Tego nie wiem. Pani Dorota, powiedziała Mamie, że to niesamowite, że Ona żyje po takiej diagnozie i rozpoznaniu tego typu raka. Z niedowierzaniem patrzyła na wyniki z przed lat. To jak wygrana szóstka w Totolotka, że u Mamy zaszła taka remisja i nie ma przez tyle lat wznowy – powiedziała. Ale nie wie, dlaczego trafiło właśnie na mamę. Ale ona w to leczenie nie wierzy. Przeglądali te wyniki jakby nie wierzyli w to, co mama pisze na blogu, musieli sprawdzić osobiście. Cmokali z niedowierzaniem – to cud usłyszeliśmy. To nie pierwsza osoba, która nam to mówi. Generalnie wszystkie kontakty z rodzina chorego tak się kończą. Naprawdę sporadyczne przypadki poddały się terapii. Ja pracuje i stosuje Terapie emocjonalna w każdym przypadku. Przy uzależnieniach, depresjach, agresji w domu, przy problemach zdrowotnych dzieci. W każdym z tych przypadków terapia działa. Ale ci ludzie chcą spróbować tej terapii. A chorzy na raka nie. Nawet nie chcą spróbować. Zastanawiam się, dlaczego? Bo nie wierzą? Przypomniała mi się terapia mamy, ja też wtedy nie wierzyłam w powodzenie leczenia. Nie tylko tej terapii. Ogólnie nie wierzyłam, że Mama z tego wyjdzie. Jeżeli lekarz nie daje ci nadziei, leczenie to kwestia przedłużenia życia o tygodnie byśmy zdążyli załatwić sprawy spadkowe. To jak wierzyć w powodzenie leczenia. Ale nadzieja umiera ostatnia. Pani Dorota pytała, co robiliśmy innego, o szczegóły z Mamy życia. Uświadomiłam sobie, że wszystko robiliśmy inaczej. Nie wierząc w powodzenie leczenia. Stosowaliśmy wszystko, o czym usłyszeliśmy na raz, bo a nuż to akurat zadziała. Nie wybieraliśmy miedzy terapiami, bo to nie wesołe miasteczko. To jak z szukaniem pracy nie decydujesz się na jednego pracodawcę i tylko tam wysyłasz CV licząc na cud. Raczej wysyłasz do wszystkich, których znajdziesz a odpowiadają twoim kwalifikacja, to zwiększa szanse na powodzenie. Dlaczego chorzy na raka tego nie robią? – to tak jakby chcieli umrzeć. Nie, bo ja już stosuje jakąś tam terapie. A w tą nie wierze. Nie wiara uzdrawia człowieka, choć na pewno pomaga. Nie musimy wierzyć w terapie by na nas zadziałała. Uświadomiłam sobie, że my zaczynając terapie tez nie wierzyliśmy, że ona pomorze. Ja chciałam by mama się uspokoiła, wyciszyła by nie bała się śmierci, była bardziej w zgodzie sama ze sobą. To był główny powód, dla którego zaczęliśmy stosować terapie emocjonalną. To, że moja Mama dzięki temu wyszła obronna ręką z tego raka, to tylko efekt uboczny leczenia, w który kompletnie nie wierzyliśmy. Do tego stopnia, że nawet jak wyniki były dobre, sami lekarze nie mogli uwierzyć, że rak się cofnął. Panicznie baliśmy się remisji i powrotu choroby. Drugie z tarcie polegało na pozbyciu się leku przed wznową. Paniczny strach przed odebraniem wyników leczenia i otwarciem koperty. Niechęć do przebadania się: tomografii komputerowej, świadomość, że przy w wznowie nie maja lekarze już nic nam do zaoferowania. Lęk, paniczny lęk, – którego trzeba było się pozbyć. To drugie starcie nawet było gorsze od pierwszego. Praca na emocjach samym z sobą nie jest łatwa. To ciężka praca. Praca nad sobą wymaga samodyscypliny. Trener jest potrzebny by wyznaczać terminy i mobilizować nas do działania, bo zrobimy wszystko i wymyślimy tysiąc powodów by tego nie robić. My (ja z Mamą) mówimy wtedy, że nasze EGO się broni przed zmiana, ale oznacza to też, że jesteśmy blisko celu. Tym bardziej powinniśmy to zrobić. Ta wewnętrzna walka odbywa się tylko w naszej głowie. Nie musimy nigdzie chodzić, nawet wstawać z łózka. Jeśli będziemy zbyt zmęczeni najwyżej zaśniemy, po przebudzeniu trener wznowi terapie. Najwyżej zamiast jednego podejścia będzie kilka. Będzie trwało to kilka dni, aż dotrzemy do celu. Ale nagrodą jest lepsza, jakość naszego życia, w przypadku raka nasze życie, więc warto. Po skończonej terapii wstępuje w chorego energia, jest silniejszy wstępują w niego nowe siły, o których nawet siebie nie podejrzewał. Wtedy ma ochotę na więcej. Dopiero po czasie zauważamy efekty leczenia. Ja za każdym razem się dziwie, że działa, że aż tak. Przecież teraz już wiem, że działa, ale i tak mnie to zadziwia, że aż tak. Jesteśmy zdolni do samo leczenia. Jak wpływa to na nasz wygląd, zdrowie?- Stajemy się młodsi i zdrowsi. Przypomniałam sobie Mamę z tamtego okresu: z bólami kręgosłupa, leżącą na desce, ból nie pozwalał jej spać. Jeździliśmy po kręgarzach. Zwyrodnienia ucisk na kręgosłup można tylko zmniejszać ból, stosować tabletki, spać na twardym podłożu by nie powiększać zwyrodnienia. To było ponad 10 lat temu. Przecież zwyrodnienia się nie cofają. Teraz mam już nie pamięta nawet, że miała takie problemy z kręgosłupem. Śpi normalnie, dodatkowo jeździ na wycieczki autokarem siedząc w nim po 20 godzin. Po 20 godzin sama nie wierzy, że można tyle wysiedzieć. Nogi spuchnięte od siedzenia, a kręgosłup nie boli. Jest coraz starsza, a nie młodsza. Czy to możliwe by cofnąć zwyrodnienia? By polepszyć, jakość swojego życia bez operacji na kręgosłupie? Pracując nad sobą i stosując samoleczenie -tak. W innym przypadku było by tylko gorzej. Dodatkowo mama miała stwierdzone alergie, łzawiły jej oczy, puchły nogi, miała zmiany skórne. Duszności, nie mogła złapać tchu. Już nie dusi ja przy koszeniu trawy. Nie ma problemów skórnych, gdy pylą drzewa nie kicha, nie łzawią jej oczy. Przede wszystkim nie łyka garści tabletek na alergie i nie nosi przy sobie inhalatora, który przy ataku pozwalał złapać oddech. Dzień zaczynał się od tabletek i kończył na tabletkach. Czy można wyleczyć się z alergii? Teraz nie bierze żadnych tabletek, już nie pamięta, że kiedyś stosowała inhalator. Wychodzi na dwór i wdycha zapachy trawy i wszystkiego wokół. Stosując tylko samo leczenie – tak to jest możliwe. Czy pracując nad sobą stosując terapie wierzyła ze wyleczy te choroby? Nie. Nawet o tym nie myślała. Chodziło o pogodzenie się ze sobą, o wewnętrzna harmonie. By iść w stronę miłości, radości szczęścia. Chory musi chcieć coś zrobić ze swoim życie. Musi chcieć się leczyć. Teraz dopiero w zderzeniu z rodzinami chorych na raka, doceniam ogrom determinacji Mamy by wyzdrowieć, by coś zmienić w swoim życiu. Widzę jak dużo musiało ja to kosztować i jestem z niej dumna, że potrafiła tego dokonać. To nie wiary potrzebuję chory, tylko determinacji do zmian w swoim życiu. Chęci by pogodzić się przed śmiercią z rodzina, Bogiem i samym sobą. Wyleczenie to tylko efekt uboczny tego pogodzenia. Nawet, jeśli miałoby nie dojść do wyleczenia, to i tak warto. Tego właśnie wam życzę. Nie wiary, tylko DETERNIMACJI DO ZMANY, bo to determinacja jest początkiem wyleczenia. Tylko, że nie można podać jej choremu w tabletkach. Pozdrawiam Aga córka Ireny

blogi ludzi chorych na raka